Kobiety polityki 2

Do zdominowanego przez mężczyzn życia publicznego, biznesu, kultury, polityki kobiety miały wnieść niekonfrontacyjne, pozbawione agresji spojrzenie na problemy, koncyliacyjne podejście do konfliktów różnych grup interesów, miały wykorzystywać kobiecą intuicję w działaniu, a przy okazji obdarzać ciepłem, łagodnością, uśmiechem, zrozumieniem. I być może tak właśnie było w początkowych etapach działalności kobiet w publicznej przestrzeni. Dziś widzimy, że przedstawicielki słabej płci to zdecydowani biznesowi i polityczni gracze, potrafiący omijać i łamać reguły agitatorzy czy przekraczać wytyczone, nieprzekraczalne zdawałoby się granice awanturnicy. Tak jak w filmach Patryka Vegi, często okazuje się, że kobiety są bardziej bezkompromisowe, zdecydowane, bezwzględne czy nawet okrutne nie tylko wobec mężczyzn ale również wobec innych kobiet.

Kobieta w polskiej tradycji ma szczególną pozycję i znaczenie. Być może właśnie dlatego ta wyjątkowa pozycja jest przez część z pań oraz ich męskich doradców wykorzystywana i nadużywana. Kobiety w polskiej polityce posuwają się do wypowiedzi, zachowań i działań, do których mężczyznom nadal nie wypada się posuwać. Wydają się być śmielsze w przekraczaniu kolejnych barier, społecznych i kulturowych tabu. W polskim społeczeństwie i tak zostaną potraktowane łagodniej, z wyrozumiałością, z większym przyzwoleniem.

Przykłady? Proszę bardzo. Wielu komentatorów dziwiło się, dlaczego pani prezydentowa Agata Kornhauser-Duda i córka pary prezydenckiej Kinga nie brały aktywnego udziału w całej kampanii Andrzeja Dudy, a pojawiły się jedynie na finiszu kampanii i podczas wyborczego wieczoru. Odpowiedź przyszła tuż po ich pierwszych wypowiedziach i apelach do świata mediów i do wyborców. Pani prezydentowa przez profesor Środę została określona „damą nie mającą osobowości”, która przy okazji „milcząco przyzwala na prostactwo męża”. Natomiast córka pary prezydenckiej, Kinga Duda, w mojej ocenie pełna taktu, rozwagi i wdzięku, obiecująca prawniczka, z której rodzice mogą być dumni, a która podczas wieczoru wyborczego wystąpiła z prostym przesłaniem, że „wszyscy jesteśmy równi, wszyscy zasługujemy na szacunek, i nikt nie zasługuje na to, żeby być obiektem nienawiści” została zaatakowana przez lewicową działaczkę z Wrocławia. Obrończyni praw kobiet, tolerancji, demokracji, zwolenniczka swobodnego dostępu do aborcji, córkę prezydenta RP określiła mianem „NaziBarbie (…) oddelegowaną do obrony faszyzującego tatusia.” Skandal? Hucpa? Prowokacja? Odmóżdżenie? Zwyrodnienie?

Nie napiszę, że tęczowa działaczka z Wrocławia jest kobietą w typie pewnej dziennikarki, której „nie grodzi aborcja”, bo „do zapłodnienia potrzeby jest seks” z mężczyzną, gdyż za takie niewybredne żarty można, wzorem pisarza Jacka Piekary, słono zapłacić- nawet pół miliona złotych z wyroku niezawisłego sądu.

Kobiety, nie tylko w Polsce, idą w awangardzie rewolucji kulturowej jako nieprzejednane propagatorki ideologii LGBT+, czarnych marszy, aborcji na życzenie czy pełnej, nieograniczonej dowolności seksualnej, które w praktyce dla samych kobiet kończą się zazwyczaj boleśnie, często tragicznie. To kobiety w demonstracjach i manifestacjach biegają z gołymi biustami w świątyniach, jak „dziewuchy” z Pussy Riot piłami mechanicznymi wycinają krzyże, paradują z „cipkomaryjkami” na manifach, wyklejają mury i przystanki autobusowe wizerunkami Matki Boskiej z tęczową aureolą czy też, jak wyzwolone feministki z Argentyny, dokonują ociekającego krwią, obrzydliwego performansu aborcji Dzieciątka Jezus przed katedrą w Tucuman.

Kobietom w polskim życiu publicznym można zdecydowanie więcej niż facetom. Być może to właśnie dlatego do działań i wypowiedzi agresywnych, obraźliwych, napastliwych czy procesowo ryzykownych delegowane są posłanki w typie Kamili Gasiuk-Pihowicz, Joanny Scheuring-Wielgus, Katarzyny Lubnauer, Iwony Hartwich czy Klaudii Jachiry. To politycznki, działaczki i posłanki często biorą na siebie misję naruszania porządku, tradycji, wartości, tabu. To głównie posłanki podczas zaprzysiężenia prezydenta Dudy w polskim Sejmie zasiadły w ławach poselskich w „tęczowych” maseczkach nie zdając sobie zapewne spawy, że nie promują wcale „symbolu równości, tolerancji i pojednania” ale symbol odwróconego porządku rzeczy.

Niestety z podobnych pozycji występuje społeczna kandydatka na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich pani Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, która twierdzi, że „flaga LGBT nie obraża” nawet umieszczona w miejscach i na symbolach religijnego kultu, katolickiego oczywiście. Nikt bowiem nie odważa się umieszczać tęczowych symboli na synagogach, bożnicach i meczetach- na takie zabawy, naruszenia tabu i dekonstrukcje symboliczne przyzwolenia nie ma.

W polskiej kulturze jest też inna tradycja dotycząca mężczyzn, a mianowicie tradycja zachowań honorowych czy żądania satysfakcji. Za niestosowne zachowanie, wypowiedzi czy uczynki ciągle można dostać w twarz, co miało miejsce w przypadku panów Korwina-Mikke i Boniego.

Gdyby powyższa wypowiedź tęczowej działaczki z Wrocławia padła z ust mężczyzny np. wobec córki posła Korwina-Mikke, to dla takiego delikwenta mogłoby się to zakończyć zwykłym mordobiciem.

Z kobietami, siłą rzeczy, jest inaczej. W odniesieniu do kobiet w życiu publicznym i polityce zdecydowanie nowego zabarwienia nabiera powiedzenie: „gdzie diabeł nie może tam babę pośle”. W niektórych przypadkach możemy odnieść wrażenie, że to powiedzenie należy traktować wręcz dosłownie. Zwłaszcza gdy mamy do czynienia z paniami z liberalno-lewicowych kręgów.

SAD

Foto: Twitter

Related posts