Odpowiedź na pytanie o nieustanny brak programu w Platformie Obywatelskiej i jej przystawkach jest arcyboleśnie prosta: oni programu nie mają, bo jakiegokolwiek korzystnego programu dla Polski i Polaków nie zamierzają i nigdy nie zamierzali realizować. O tym co robiła przez osiem lat koalicja PO-PSL możemy się przekonać śledząc prace Komisji VAT-owskiej, Komisji ds. Amber Gold czy Komisji ds. reprywatyzacji warszawskich kamienic. O tym co tak naprawdę chcieliby zrobić Polsce i Polakom gdyby wybory wygrali totalni nie mogą niestety głośno mówić, bo nikt nie zechciałby na nich głosować. Dlatego zamiast propozycji dla wyborców, mają dla nas cały zestaw akcji i atrakcji z zupełnie innego arsenału, niekoniecznie zgodnego z Konstytucją, którą podobno tak bardzo cenią.
W klasycznym ujęciu partia polityczna to organizacja dążąca do realizacji politycznego programu najczęściej w skutek zdobycia władzy w powszechnych, demokratycznych wyborach. Przedstawiając konkretny program, czyli plan realizacji swoich pomysłów, partia zawiera z wyborcami swego rodzaju umowę społeczną: oto nasz program i zgodnie z tym programem chcemy zrealizować „to, tamto, siamto i owamto”; jeśli nas wybierzecie i zdobędziemy władzę, to właśnie „to, tamto, siamto i owamto” zostanie dla was przez nas zrealizowane. I dalej: proszę bardzo, oto nasze propozycje, zapoznajcie się z nimi, przeczytajcie, i oceńcie, czy są dla was dobre czy też nie; a jeśli są dobre, to głosujcie na nas, bo my jesteśmy wybitni fachowcy i wiemy jak te nasze koncepcje zrealizować, żeby żyło wam się lepiej. Wszystkim, nie tylko tym w Platformie i PSL’u.
Jeśli program jest w procesie demokratycznym dla partii elementem nieodzownym, to jak nazwać grupę dążącą do przejęcia władzy, która nie przedstawia jakiejkolwiek propozycji umowy społecznej w postaci politycznego programu? Jak inaczej jeśli nie szantażystami można określić organizacje, które swoje funkcjonowanie w przestrzeni politycznej uzasadniają postulatami sprowadzającym się do haseł: „oddajcie nam władzę, bo rządziliśmy tyle lat i chcemy nadal rządzić; jeśli nam tej władzy nie oddacie to zrobimy wam w kraju taką rozpierduchę, że ruski rok popamiętacie; mamy nadal do dyspozycji pieniądze, media, wybitnych fachowców i dawne służby; mamy też kontakty międzynarodowe, dzięki którym europejskie media i instytucje też dadzą wam popalić, włączając się w słuszną walkę o odzyskanie należnych nam funkcji i przywilejów.” Tak działają polityczni gangsterzy.
W 2004 roku aktywiści Platformy Obywatelskiej zebrali ponad 700 tys. podpisów pod projektem „4 x TAK”, zawierającym główne ówczesne postulaty tej partii: zniesienie immunitetu parlamentarnego, likwidacja Senatu, zmniejszenie liczby posłów do 230, jednomandatowe okręgi wyborcze. Pomimo 8 lat rządów, w tym 5 lat z prezydentem Komorowskim, który podpisywał wszystko jak leci, żaden z tych postulatów nie został przez PO zrealizowany. W 2015 roku jeden z założycieli Platformy min. Andrzej Olechowski, powiedział, że cała akcja z 4 x TAK „to były ćwiczenia żołnierzy”. „Państwo sobie poćwiczyli w 2004 roku na żywym organizmie?”- dopytywała wyglądająca na zdziwioną dziennikarka TVN.
W 2011 roku Donald Tusk obiecywał, że nie podniesie wieku emerytalnego- w 2012 roku wiek emerytalny został podwyższony. Platforma jako formacja liberalna szła do wyborów z hasłami obniżenia podatków, jednak to za jej rządów podatki w różnych kategoriach, w tym VAT, rosły najczęściej i najszybciej.
Obecnie posiadanie gotowego, skrystalizowanego, sformułowanego programu politycznego jest dla Platformy Obywatelskiej i jej przystawek zbyt niebezpieczne. Po pierwsze: podlegałby on dyskusji i ocenom, a więc można by wytknąć mu całą miałkość intelektualną i ideową, a właściwie bezideowość charakterystyczną dla tych formacji. Po drugie: w przyszłości można by Platformę i spółkę z tych obietnic rozliczać. Jeśli jednak w programie wyborczym mają jedynie „odsunięcie PiS’u od władzy a potem to się zobaczy”, to w przypadku wygranej można realizować jedyny, bliski sercom działaczy POKO scenariusz pt.: „Róbta co chceta”. W chwili ewentualnych rozliczeń mogliby szczerze odpowiedzieć: „myśmy wam przecież niczego konkretnego nie obiecywali, prawda”?
Będąc jeszcze w opozycji w 2014 i 2015 roku PiS zorganizował kilkadziesiąt konwencji i konferencji programowych, podczas których dyskutowane były kluczowe kwestie gospodarcze, społeczne, energetyczne, rozwojowe, organizacyjne czy sprawy bezpieczeństwa państwa. W wyniku prezentacji, debat i dyskusji zostały opracowane sztandarowe projekty Dobrej Zmiany, w których dziś partycypuje większość polskich firm i gospodarstw domowych. Liczba programów z „plusem”, „piątek Kaczyńskiego”, „piątek Morawieckiego”, programów innowacyjnych, prorodzinnych, prospołecznych, wielkich inwestycji i projektów infrastrukturalnych opracowanych w wyniku tychże programowych spotkań może przyprawić o zawrót głowy totalnych ekonomistów i ekspertów. Koniec końców Polska jest obecnie w czołówce zestawień ekonomicznych w Europie i na Świecie z najlepszymi od lat wskaźnikami. Okazuje się, że nawet agencje ratingowe i międzynarodowe konsorcja finansowe z początku tak niechętne rządowi Zjednoczonej Prawicy, dziś nie szczędzą komplementów premierowi Morawieckiemu, a Polsce czołowych lokat w kluczowych, światowych rankingach- wystarczy wpisać w wyszukiwarkę.
Platforma i PSL nigdy nie odczuwały potrzeby posiadania prawdziwego programu wyborczego, ponieważ nigdy nie zamierzały korzystnego programu dla Polaków realizować. Nie zamierzały budować silnego polskiego społeczeństwa i silnego państwa. Mieliśmy być kolonią- najpierw rosyjską, potem niemiecką, teraz berlińsko-brukselską- do realizacji takich celów programy polityczne nie są potrzebne. Wystarczą instrukcje odbierane w ambasadzie Niemiec przez liderów PO i PSL, żeby Polska mogła się rozpuścić w paneuropejskim, tęczowym tyglu multi-kulti niczym lód na rozgrzanym asfalcie.
Za program wyborczy wystarczyła im likwidacja polskiego przemysłu, wyprzedaż kluczowych sektorów, jak banki, media, energetyka, wygaszanie rozwoju polskiej przedsiębiorczości i wypchnięcie kilku milionów młodych ludzi na przymusową emigrację zarobkową. To co zapowiadał Tusk w spotach wyborczych w 2007 roku, że Polacy będą wracać z emigracji, lekarze i pielęgniarki będą zarabiali godnie, a nauczyciele będą mieli przyzwoite warunki pracy, skończyło się zwijaniem Polski powiatowej, likwidacją prawie 1200 szkół i zwolnieniem 47 tys. nauczycieli, likwidacją ok. 400 posterunków policji, tysięcy połączeń autobusowych i kolejowych, tak, żeby Polska powiatowa zdegenerowała się i wyludniła. To mechanizmy inżynierii społecznej, za pomocą których tworzy się warunki umożliwiające masowe wyludnienia ogromnych obszarów kraju. I to są niechlubne dokonania ekipy Tuska i Kosiniaka-Kamysza.
Teraz polityczni celebryci jak Bartosz „agent” Arłukowicz czy Barbara „od Palikota” Nowacka nadal nie wiedzą jak normalnie rozmawiać ludźmi. Zwykli Polacy to nie wytresowani redaktorzy z niemieckich portali i gazet regionalnych, którzy zadają pytania pod tezę i słuchają liberalnych bredni z otwartymi ustami. Zwykli mieszkańcy Węgrowa, Pleszewa, Świebodzina chcą uczciwych, konkretnych odpowiedzi na najprostsze związane z ich przyziemnymi sprawami pytania, na które liderzy Platformy i PSL’u nie potrafią im odpowiedzieć- nie mogą przecież powiedzieć wyborcom prawdy.
Dotkliwa porażka w jesiennych wyborach oznacza dla Koalicji Obywatelskiej i jej sprzymierzeńców degrengoladę, marazm i rozsypkę. To są w większości bezideowi ludzie władzy, dla których polityka ma sens tylko wtedy, kiedy płyną z niej konkretne korzyści i przywileje. Jeśli ich nie ma, a w opozycji przełożenia na prawdziwą kasę trudno znaleźć, chociażby tę z afer, przekrętów podatkowych, czy złodziejskich prywatyzacji, liberalni fachowcy i pierwsi sekretarze w polityce nie mają nic do roboty, nie mają tu czego szukać.
Najlepszą dla totalnych opcją byłoby wprowadzenie przed wyborami kryterium ulicznego, permanentnej rozróby, paraliżu państwa, czegoś na kształt politycznego puczu połączonego ze strajkiem generalnym- powszechnego buntu mas. Dla nie mających programu i pomysłu na Polskę piewców demokracji i konstytucji to jedyna, nikła nadzieja na uniknięcie wyborczej katastrofy. Jest już solidna nadbudowa, brakuje tylko mas.
SAD
Tekst ukazał się pierwotnie w portalu Fronda.pl w dniu 12.07.2019 r.
Foto: Wikimedia