Jeśli na wydziałach dziennikarskich i politologicznych wykładowcy będą chcieli wyjaśnić studentom, jak partie polityczne nie powinny zachowywać się będąc przez cztery lata w opozycji, kadencja parlamentarna 2015-2019 będzie dla nich idealnym przykładem. Poważnych błędów nie udało się uniknąć żadnemu opozycyjnemu ugrupowaniu, które przekroczyło w ostatnich wyborach pięcioprocentowy próg. Nie oznacza to jednak, że po stronie totalnej opozycji nie ma zdecydowanych wygranych- wygrany jest jeden i ten sam od lat.
Piątkowo-sobotnie forum programowe Platformy Obywatelskiej miało być okazją do przedstawienia kompleksowego programu wyborczego a pokazało, że to ugrupowanie Grzegorza Schetyny najmocniej przespało minione cztery lata. Na trzy miesiące przed wyborami Koalicja Europejska desperacko próbuje nawiązać kontakt z rzeczywistością. Mizeria intelektualna prelegentów weekendowego spotkania w Pałacu Kultury i Nauki była na tyle widoczna, że dostrzegł ją przewodniczący PO, i zaledwie jeden dzień po zakończeniu programowego forum ogłosił publicznie, że ofertę dla wyborców jego ugrupowanie przedstawi dopiero… po wyborach. To tak jakbyśmy w drogiej restauracji o tym co będziemy jedli mogli się dowiedzieć dopiero po zapłaceniu słonego rachunku- mamy płacić z góry nie mając pewności co ostatecznie trafi na nasz talerz. Może się zatem okazać, że za podrzędną kaszankę zapłacimy tyle co za kawior z bieługi, a za kwas chlebowy tyle co za Barolo z najlepszego rocznika. Ten sposób uprawiania polityki znamy z czasów Donalda Tuska, jednak tym razem, przewodniczący Schetyna poszedł o krok dalej i postanowił nie obiecywać niczego, żeby potem nie musieć zmieniać zdania.
Inaczej być nie mogło, skoro największa partia opozycyjna zamiast rzetelnej analizy przyczyn podwójnej przegranej w 2015 roku popartej konkretną pracą programową, od pierwszego dnia po utracie władzy poszła na totalną wojnę z Prawem i Sprawiedliwością, licząc na przyspieszone wybory. Plan zakładał nieustającą rozróbę pod hasłami obrony demokracji, praworządności i konstytucji przed rzekomą dyktaturą i faszyzmem. To pucz miał doprowadzić do zmiany władzy w Polsce, a nie decyzja wyborców zachęconych programową ofertą. Przez niemal trzy lata ponad 50- osobowy „gabinet cieni”, poza szumem medialnym i zdjęciami z narad nie wypracował żadnych konkretnych rozwiązań, które w obecnej kampanii można by przedstawić Polakom.
Już przed rozpoczęciem programowego forum Koalicji Obywatelskiej było jasne, że żadnego konkretnego, realnego programu politycznego nie będzie, że to tylko pic na wodę fotomontaż. Tak jak pisałem kilka dni temu: totalna opozycja nie potrzebuje programów wyborczych, ponieważ nie zamierza niczego pozytywnego w Polsce realizować. Programem, z czego szybko zdał sobie sprawę sam Grzegorz Schetyna, nie można nazwać zapożyczonych od lewicy socjalno-obyczajowych pomysłów jak dołożenie 600 zł do pensji najmniej zarabiającym, czy wprowadzenie związków partnerskich. To oczywiście w ramach etapu oswajania społeczeństwa zanim padną propozycje małżeństw homoseksualnych i adopcji dzieci przez pary gejowskie, co wcześniej sugerował zastępca prezydenta Trzaskowskiego Paweł Rabiej.
Platforma musi od lewicy pożyczać nie tylko pomysły ale i polityków. Jeśli zezwalałoby na to polskie prawo i Aleksander Kwaśniewski mógłby kandydować na stanowisko prezydenta RP po raz trzeci, Platforma sięgnęłaby zapewne i po tego zasłużonego działacza, przejmując go od postkomunistów. Ławka potencjalnie wiarygodnych twarzy w Koalicji Europejskiej świeci pustkami. Jednego możemy być pewni: po ośmiu latach rządów i po czterech latach programowej bezczynności w opozycji, trudno będzie odzyskać utraconą wiarygodność tak w przypadku Platformy Obywatelskiej jak i PSL’u.
To co tak dobrze działało za rządów Donalda Tuska, czyli rozbudowany polityczny marketing kreowany przez Igora Ostachowicza i wspierany przez zaprzyjaźnione media, w opozycji nie sprawdziło się zupełnie. Dawniej wystarczyło walenie prętem w kraty i prowokowanie polityków Prawa i Sprawiedliwości. Po raz ostatni ten manewr próbował zastosować Tusk z wykorzystaniem pana Jażdżewskiego na majowym spotkaniu Koalicji Europejskiej. Nieskutecznie. Politycy dobrej zmiany reagują na te zaczepki ze stoickim spokojem, w rewanżu prezentując kompleksową ofertę dla Polaków i realizując kolejne wyborcze obietnice jedna po drugiej, co z kolei doprowadza do furii polityków totalnej opozycji.
Z kolei ugrupowanie Kukiza, które początkowo deklarowaną antysystemowością zwabiło prawicową, ideową młodzież, po wejściu do Sejmu szeregiem niezrozumiałych posunięć i wewnętrznych wojenek skutecznie zniechęciło do siebie zaangażowanych wyborców. Niemal identyczne scenariusze przerabialiśmy już wielokrotnie w wykonaniu różnych partii Janusza Korwina-Mikke: najpierw zapał, ogień, energia; potem szereg dziwnych wypowiedzi, komentarzy i działań, owocujących sondażowym zjazdem w okolice 5% lub niżej. I tak w koło Macieju- dwa lub trzy razy na dekadę.
Kukiz postanowił powtórzyć wariant Korwina: zaczął mocnym otwarciem w wyborach prezydenckich w 2015 roku w okolicach 20%, co przełożyło się na niemal 9% w wyborach parlamentarnych i ponad 40 posłów w Sejmie. Teraz klub Kukiz’15 liczy 25 posłów, i przypomina rozproszone stadko zdezorientowanych działaczy, którzy nerwowo rozglądają się za silniejszą partią, gwarantującą parlamentarny mandat. Lider wydaje się być nie mniej zagubiony: w internecie wypytuje wyborców, z kim jego formacja powinna zawiązać wyborczą koalicję.
Rockman zapomniał chyba, że nie zdążył ze swojego stowarzyszenia utworzyć partii i z formalnego punktu widzenia Kukiz’15 nie ma prawa zawiązywać jakichkolwiek koalicji z normalnymi partiami politycznymi. Podobne działania mogą potwierdzać, że albo antysystemowy lider nie dorósł do swojej roli, albo robi swoich wyborców w przysłowiowego balona. Być może taki był plan od samego początku. Tylko czego mogliśmy się spodziewać, jeśli za ekspertów doradzających Kukizowi w tworzeniu jego formacji służyli dawni oficerowie komunistycznej bezpieki?
Może się wydawać, że tylko partii Władysława Kosiniaka-Kamysza udało się w ostatniej chwili wymknąć z pułapki zastawionej przez przewodniczących Schetynę i Czarzastego. Mam jednak przeczucie graniczące z pewnością, że historia PSL’u w aktualnej kampanii dopiero zacznie się rozkręcać, i najciekawsze dopiero przed nami. Polowanie na ludowców dopiero się zaczęło.
Dawni pierwsi sekretarze PZPR trochę się już postarzeli, jednak nie na tyle, żeby nie wiedzieć jak skorzystać z gromadzonych latami aktywów i kompromatów, które prawdopodobnie poszły w ruch już przed wyborami do Europarlamentu. Dlatego też liberalni demokraci nadal muszą tańczyć tak jak im postkomuniści zagrają. Oni wiedzą, jak się robi poważną politykę, dlatego od ponad 30 lat wygrywają każde negocjacje przy każdym, nie tylko Okrągłym Stole.
SAD
Tekst ukazał się pierwotnie w portalu Fronda.pl w dniu 15.07.2019 r.
Foto: Flickr / PlatformaRP