Święto demokracji czy wyborcze kasyno?

Czy czekają nas kolejne cuda nad urną? Czy partie, które w wyborach parlamentarnych ledwo przekroczyły 5% próg, znów uzyskają wynik powyżej 20%? Czy zamiast 2,5% głosów nieważnych, tak jak w wyborach parlamentarnych w 2015 r., znów się okaże, że ponad 17% głosujących nie potrafiło prawidłowo postawić krzyżyka przy swoich kandydatach? Czy wreszcie po niemal 30 latach wolnej, jak mówią, demokratycznej Polski, tym razem zadziała system komputerowy Państwowej Komisji Wyborczej, który w 2014 r. nie potrafił policzyć naszych głosów? Czy znów będzie mogło zniknąć 130 tysięcy głosów, tak jak miało to miejsce w Katowicach, a sąd ponownie uzna, że nie miało to wpływu na wynik? Po ilu dniach, tygodniach czy miesiącach poznamy pełne, oficjalne wyniki wyborów samorządowych 2018?

Nie pomogła ulica, nie pomogła zagranica. Kandydaci Prawa i Sprawiedliwości pewnie zmierza po wyborcze zwycięstwo w samorządach. Nawet lewicowo-liberalne portale wieszczą zwycięstwo PiS w wyborach do co najmniej 10 sejmików z wynikami bliskimi lub przekraczającymi 40%.

Nie pomogły uruchomione przez niemiecko-szwajcarskie media taśmy z „Sowy”, które i tym razem uderzyły w polityków Platformy Obywatelskiej, boleśnie rykoszetem trafiając w liderów PSL. Dziennikarze, którzy jeszcze kilka lat temu lansowali hasła w stylu „zabierz babci dowód”, dziś, tak jak redaktor Lis, z paniką w oczach zachęca do wzięcia udziału w akcji 1+1. „Niech każdy z nas znajdzie chociaż jedną osobę, która ma trudności z głosowaniem, jest starsza albo niepełnosprawna (…) Przekonajmy te osobę do głosowania. Pomóżmy jej głosować na ugrupowania demokratyczne”- apeluje pan redaktor, namawiając w ten sposób do agitacji w dniu wyborów, co byłoby złamaniem obowiązującego prawa.

Wybory są podobno świętem demokracji, podczas którego zwykli obywatele mają wpływ na to, kto będzie zasiadał w urzędniczych fotelach, kto będzie reprezentował interesy mieszkańców, podejmował decyzje i dysponował w ich imieniu milionami złotych z publicznych zasobów. W Polsce wybory, zwłaszcza te samorządowe, przypominają raczej „kasyno demokracji”, gdzie zawsze wygrywa ten kto przyjmuje zakłady, czyli ten kto drukuje i przechowuje karty do gry (do głosowania) oraz liczy głosy. Wystarczy porównać różnice pomiędzy badaniami exit polls z wynikami wyborów w 2014 r., które ostatecznie były bardziej korzystne dla PSL o 6,7%, a niekorzystne dla PiS o niemal 5%. Skutkiem tego, to właśnie PSL zdobyło najwięcej mandatów do rad powiatów i było największym wygranym tamtych wyborów.

Z ponad 230 milionów złotych, jakie budżet państwa przeznaczył na wybory w 2014, zaledwie 429 tys. wydano na stworzenie programu komputerowego, mającego zliczać głosy z całego kraju. Ostatecznie napisała go 23 letnia studentka informatyki z Radomia, pracująca w firmie NABINO. Do systemu zamówionego przez PKW z łatwością włamywali się hakerzy, uzyskując dostęp do danych wyborczych. O sprawie została zawiadomiona ABW. Po tej kompromitacji cały dziewięcioosobowy skład Państwowej Komisji Wyborczej w listopadzie 2014 r. podał się do dymisji. Wcześniej, w maju, kierownictwo PKW w liczbie 12 osób, wzięło udział w dwudniowym szkoleniu w Moskwie, gdzie zgłębiało tajniki pracy i demokratyczne standardy wdrażane przez tamtejszą Centralną Komisję Wyborczą, kierowaną przez „czarodzieja”, Władimira Czurowa.

2,5 miliona głosów nieważnych w wyborach samorządowych w 2014 r. stanowiących 17% ogólnej liczby oddanych głosów, obrazuje standardy bliższe krajom afrykańskim niż dojrzałym demokracjom, gdzie liczy się podobno każdy głos. Skalę tych nieprawidłowości możemy w pełni zrozumieć, gdy uświadomimy sobie, że aby wejść do Sejmu w 2015 r. Polskie Stronnictwo Ludowe potrzebowało zaledwie 780 tys. głosów, czyli ponad 3 razy mniej niż zostało uznane za głosy „nieważne” w wyborach do samorządów kilkanaście miesięcy wcześniej. Być może fałszerstw i afer w 2014 i 2015 r. byłoby znacznie więcej, gdyby nie aktywność działaczy Ruchu Kontroli Wyborów, którzy znacząco przyczynili się do ograniczenia wszelkich nieprawidłowości.

Pojutrze powinniśmy pójść do lokali wyborczych nie tylko po to, aby zagłosować, ale żeby zwracać uwagę na poprawność przebiegu procesu wyborczego i w razie potrzeby zaalarmować Ruch Kontroli Wyborów czy policję. Jedno jest pewne: im więcej nas weźmie udział w wyborach, tym trudniej będzie nieuczciwym osobom te wybory sfałszować. Nasza obecność w lokalach wyborczych może zrobić realną różnicę.

SAD

(Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w portalu Fronda.pl w dniu 19.10.2017 r.)

Foto: Wikimedia z prawem do ponownego wykorzystania.

Related posts