Powyższy tytuł nie jest ani prowokacją, ani przesadą, ani zabiegiem stylistycznym. Polska znajduję się w stanie wojny informacyjnej. Jeśli z budżetem 20 tys. złotych i medialnymi koneksjami można wyprodukować i wdrożyć ogólnokrajowy kryzys o światowym wydźwięku, w który wciągnięte zostają najwyższe władze w państwie, wliczając w to prezydenta kraju, premiera, ministrów resortów siłowych czy parlament, oznacza to dysponowanie zapleczem sprzętowym i kadrowym na terenie wroga, doskonały rekonesans pola walki, oraz rozpoznanie słabości przeciwnika. Oznacza to również znaczne oszczędności budżetowe po stronie agresorów i ogromne premie dla ich wojennych strategów.
Zbierzmy fakty. Zgodnie informacjami podanymi przez portal wPolityce, potwierdzonymi przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, w toku prowadzonego śledztwa w sprawie organizacji „urodzin Hitlera” wyszło na jaw, iż na przełomie kwietnia i maja 2017 r. nieustaleni zleceniodawcy dostarczyli aktywiście ze Śląska 20 tys. złotych na zorganizowanie imprezy okolicznościowej. Warunkiem było zaproszenie na tę imprezę jednej pani dziennikarki z TVN, która przybyła tam z osobą towarzyszącą. Impreza odbyła się w pierwszej połowie maja 2017 r., materiał został wyemitowany przez stację TVN24 w styczniu 2018 r., czyli po 8 miesiącach, i wywołał prawdziwą burzę- medialną i polityczną.
Informacje o „polskich faszystach” rozlały się po liberalnych mediach jak fale tsunami. „Polscy faszyści znów będą świętować urodziny Hitlera” (Newsweek Polska), „Polscy faszyści czują się bezkarni” (Wyborcza.pl), „Narodowcy czy neofaszyści uwielbiający Adolfa Hitlera?” (NaTemat), „Superwizjer TVN24 o polskich faszystach i urodzinach Hitlera” (Noizz), „Reportaż o polskich nazistach. Ruch Narodowy komentuje” (WPROST.pl), „Jesteśmy zdziwieni, że faszyści są faszystami” (TOK FM) – to tylko kilka tytułów z setek artykułów o „Polakach nazistach, faszystach, neofaszystach”, które ukazały się w styczniu i w lutym w ogólnopolskich mediach. Informacja natychmiast przebiła się do prasy zagranicznej, gdzie była szeroko kolportowana, również przez polskojęzycznych dziennikarzy, pracujących na Zachodzie.
Warto pamiętać o okolicznościach, w których ten materiał został „odpalony” przez TVN24. Odbywało się to w czasie polsko-izraelskiego kryzysu wokół nowelizacji ustawy o IPN, na co zwróciła uwagę podczas ostatniego briefingu rzecznik PiS Beata Mazurek. Zaledwie dwa miesiące wcześniej amerykańska korespondentka agencji Associated Press zainicjowała twitterowym wpisem atak na Marsz Niepodległości, który był potem powielany przez setki dziennikarzy, komentatorów i polityków na całym świecie jako informacja „prawdziwa i wiarygodna”. „Faszyści i prawicowi ekstremiści zwołują się na sobotni marsz w Warszawie, który stał się największym spotkaniem białych suprematystów w Europie”- napisała Vanessa Gera przyklejając temu niezwykłemu, patriotycznemu wydarzeniu gębę „marszu 100 tys. nazistów”.
Presja machiny medialnej i totalnej opozycji sprawiły, że tematem „faszyzmu” zajął się sam premier oraz minister spraw wewnętrznych. Po „reportażu” Superwizjera w Sejmie odbyła się stosowna debata. Minister Joachim Brudziński oświadczył: „Zero tolerancji dla jakichkolwiek przejawów propagowania, afirmowania, gloryfikowania zbrodniczych ustrojów totalitarnych”, i poprosił premiera o powołanie „międzyresortowego zespołu do walki m.in. z faszyzmem i nienawiścią na tle rasowym i religijnym”. To znaczy, że problem był poważny. Premier Morawiecki również to dostrzegł i akceptował inicjatywę ministra Brudzińskiego, deklarując, że „dzisiaj jakiekolwiek zło, które się pojawia w postaci ksenofobii, rasizmu, antysemityzmu uważam za zło o dużym natężeniu”. Do tej drażliwej kwestii odniósł się również prezydent Andrzej Duda, stwierdzając, iż „uczestników neonazistowskich ekscesów powinna czekać odpowiedzialność karna, a w Polsce nie ma miejsca na hołdowanie Hitlerowi”. Czegóż więcej można sobie życzyć? Problem- reakcja- rozwiązanie.
Polskie realia nie po raz pierwszy przebiły wyobraźnię hollywoodzkich twórców. W filmie Fakty i akty (Wag the dog, 1997 r.) do wywołania politycznego przesilenia potrzebny był sztab medialnych konsultantów, wybitny producent filmowy wraz z zespołem doświadczonych współpracowników, zaangażowanie służb specjalnych, wojska i wysoko postawionych urzędników w Białym Domu. W Polsce wystarczy dwóch dziennikarzy komercyjnej telewizji, czterech lub pięciu mało rozgarniętych quasi nazistów, kilka niemieckich mundurów i flag, drewniana swastyka namaczana w benzynie i tort z lukrowaną polewą, przyozdobiony wafelkowym emblematem hakenkreuz’a. Plenery leśnie. Budżet całej produkcji- 20 tys. zł. Efekt? Kolosalne straty wizerunkowe i prestiżowe po stronie nieprzyjaciela (Polski), związanie w polu walki na wiele miesięcy znaczących zasobów ludzkich na najwyższych szczeblach, przy niewielkim zaangażowaniu sił i środków własnych.
Do znudzenia można powtarzać jakiej skali efekt, czyli reakcję najwyższych polskich władz, można było uzyskać przy symbolicznych wprost nakładach rzędu 5 tysięcy Euro.
Czego zatem można w Polsce dokonać dysponując budżetem kryzysowym na poziomie kilkudziesięciu lub kilkuset tysięcy Euro? O tym mogliśmy się przekonać w lipcu 2017 r., kiedy to po zaplanowanych, zaprojektowanych i skoordynowanych „spontanicznych protestach” w sprawie sądów, prezydent RP zdecydował się zawetować dwie z trzech głównych ustaw, mających na celu reformę polskiego wymiaru sprawiedliwości. Wówczas kilka tysięcy protestujących z identycznymi świeczkami w dłoniach, z transparentami i plakatami z napisem „kons-ty-tuc-ja”, które dopiero co dostarczono z drukarni, przy wsparciu celebrytów, aktorów, gwiazd palestry i środowisk sędziowskich, doprowadziło do skutecznego zablokowania jednej z kluczowych reform ustrojowych państwa.
W marcu 2017 r. w Akademii Obrony Narodowej odbyła się konferencja poświęcona zasobom i możliwościom prowadzenia przez Rosję wojny informacyjnej w obszarze państw Międzymorza. W międzynarodowym gronie zastanawiano się nad wpływem rosyjskiej propagandy na politykę w Europie Środkowo-Wschodniej. Nie przewidziano wówczas, że o wiele bardziej poważnym zagrożeniem dla Polski może być wojna informacyjna prowadzona przez naszych „sojuszników i sprzymierzeńców” z Brukseli i Berlina. Fronda, jako jedyne ogólnopolskie medium, przeprowadziła pełną relację z tego wydarzenia, publikując szereg wywiadów z prelegentami z Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy, Czech, Słowacji, Gruzji, Rumuni, obecnymi na tej konferencji.
W jednym z wywiadów po tej konferencji dr Jerzy Targalski zasugerował, że na walkę z fałszywym newsami i medialnymi manipulacjami polski rząd powinien przeznaczyć przynajmniej tyle, ile kosztuje jeden śmigłowiec Black Hawk. Można się nie zgadzać z wieloma kontrowersyjnymi poglądami redaktora Targalskiego, jednak trudno nie zauważyć, jak często zdarza mu się mieć rację. Dziś nie wiemy jak wiele udałoby się zrobić żeby ochronić dobre imię i interesy Polski za cenę jednego dobrze uzbrojonego Black Hawka, tj. ok. 50 milionów dolarów. Wiemy natomiast jaką operację i z jakim skutkiem można przeprowadzić w naszym kraju za 5 tysięcy Euro. Tanio i niezwykle efektywnie.
Tak wygląda współczesna wojna informacyjna. Dziś Polska znajduje się w strefie działań wojennych, i nadal jest bezbronna.
SAD
(Tekst ukazał się pierwotnie w portalu Fronda.pl w dniu 10.11.2018 r.)
Foto: TT/ TVN