Reformy państwa z butem na gardle

Polska nie ma na świecie zbyt wielu przyjaciół. I nie dlatego, że jak mówił minister Bartoszewski, „jest jak brzydka panna bez posagu”. Jest wręcz przeciwnie- jest jak piękna, niezwykle zamożna i posażna panna, której za pomocą „pedagogiki wstydu” próbuje się wmówić szpetotę, a w międzyczasie rozkrada się jej majątek. A że pomimo wieloletnich grabieży atrakcyjnych dóbr zostało jeszcze sporo, chętnych na łatwy zarobek nie brakuje. Na koniec, oskubaną do cna, wepchnie się Polskę w łapy jakiegoś podstarzałego szubrawcy bez zasad i krzty honoru.

Znaczna część niepodległościowego elektoratu, który w 2015 roku głosował na Prawo i Sprawiedliwość, miała w ostatnich miesiącach kilka gorzkich pigułek do przełknięcia. Tak było w przypadku wyroku TSUE dotyczącego reformy sądownictwa, podobnie w sprawie nowelizacji ustawy o IPN, obrony Pomnika Katyńskiego w New Jersey, czy ustawy Just Act, znanej szerzej jako S447. Przypominać o tym należy nieustannie, ponieważ były to punkty zwrotne w polityce całej formacji. Próby zamiany politycznych porażek w iluzoryczne, medialne sukcesy nie wychodziły zbyt dobrze Zjednoczonej Prawicy- w przeciwieństwie do wybitnych specjalistów PR-owych z czasów Donalda Tuska, rządy dobrej zmiany to propagandowi amatorzy.

Złość na decyzje PiS zaczyna przechodzić, gdy spojrzymy realnie na działania i dążenia naszych największych sojuszników, sprzymierzeńców i partnerów polityczno-gospodarczych. Unia Europejska, na którą w sferze politycznej jesteśmy skazani z racji zawartych traktatów, co kilka tygodni nęka nas w sprawach wprowadzanych reform, głównie w obszarze wymiaru sprawiedliwości. Sprawnie funkcjonujące, wydające szybkie i sprawiedliwe wyroki państwo polskie nie jest na rękę władzom w Brukseli. Nowoczesnym i praworządnym biurokratom unijnym nie przeszkadza przy tym fakt, iż polski system sądownictwa został przeniesiony wprost z PRL, a spora część sędziów ma w swoim dossier wieloletnią współpracę z służbami specjalnymi komunistycznego państwa.

Swoją drogą niezwykle niekomfortowo musi się dziś czuć pierwsza prezes Sądu Najwyższego, prof. Gersdorf, która w lipcu tego roku na zaproszenie niemieckiego Federalnego Trybunału Sprawiedliwości w Karlsruhe rozprawiała m.in. o upolitycznieniu polskich sądów przez rząd PiS. Niemieckie władze postanowiły zagrać na nosie pani prezes wybierając pod koniec listopada na stanowisko wiceprezesa Federalnego Trybunału Konstytucyjnego czynnego polityka partii rządzącej CDU, Stephana Harbartha. Niemieckim władzom wolno więcej, zwłaszcza że grają u siebie.

Najwyraźniej Berlinowi, naszemu największemu partnerowi gospodarczemu, nie zależy na silnej ekonomicznie, niezależnej Rzeczpospolitej. Ze strony niemieckich władz nie możemy oczekiwać jakiegokolwiek symetrii co do zasad funkcjonowania kapitału danego państwa na rynku konkurenta. Dotyczy to zarówno obszaru handlu, mediów, czy przemysłu, oraz stanowiącej coraz większe zagrożenie dla Europy Środkowo-Wschodniej polityki energetycznej, konsekwentnie realizowanej w porozumieniu z Rosją.

Polska ma pozostać jednym z największych rynków zbytu dla gospodarki niemieckiej, nie powinna też realizować zbyt ambitnych planów gospodarczo-infrastrukturalnych. Interesów Berlina nad Wisłą bronią niemieckie media do spółki z politykami PO i PSL, składających regularne hołdy w niemieckiej ambasadzie. „Po co nam lotnisko w Polsce (CPL), skoro będzie nowe w Berlinie”- sens wypowiedzi obecnego prezydenta stolicy, Rafała Trzaskowskiego, oddaje sposób myślenia jego politycznego zaplecza.

Niemieckie władze posuwają się jeszcze dalej. Kanclerz Angela Merkel nie ukrywa już swoich zamiarów wobec innych państw Unii i mówi wprost: „Dziś państwa narodowe muszą (…) być przygotowane do zrzeczenia się suwerenności.” Oznacza to, ni mniej ni więcej, tylko pełną federalizację państw europejskich i zrzeczenia się niepodległości na cześć osi Paryż-Bruksela-Berlin, z dominującą pozycją Belina, naturalnie.

Na marginesie warto dodać, iż pretendująca do rangi europejskiego hegemona, pogrążona dziś w chaosie Francja, przestała być wielką przyjaciółką Polski, gdy tylko minister Macierewicz anulował skrajnie niekorzystny przetarg na zakup przestarzałych technologicznie śmigłowców Caracal. „Żadnych sentymentów, interesy ponad wszystko”- tak rozumiana jest dziś przez światowych graczy polityka międzynarodowa.

Podobnie rzecz się ma z naszymi najbliższymi sojusznikami ideowymi i militarnymi: Izraelem i Ameryką. Tym trudniej jest o tym pisać, iż zarówno jedno jak i drugie państwo, krytykowane przez wszystkie środowiska lewicowo-liberalne, nie ma w Europie równie bliskiego sprzymierzeńca co Polska. Po płomiennym wystąpieniu Donalda Trumpa w Warszawie w lipcu 2017 roku mogliśmy mieć nadzieję, że Ameryka jest naszym największym przyjacielem. Praktyka polityczna i brutalne interesy szybko zweryfikowały romantyczne wizje. Amerykańska administracja nie przebiera w środkach dyscyplinując polski rząd w kwestii obrony interesów naszego państwa. Do annałów dyplomacji wejdzie z pewnością list pani ambasador Georgette Mosbacher, wskazującej miejsce naszym władzom, które ośmieliły się dochodzić prawdy w sprawie paskudnych, prawdopodobnie inscenizowanych materiałów, realizowanych przez stację telewizyjną z amerykańskim kapitałem.

W praktykach upokarzania rządu dobrej zmiany wydają się też lubować politycy izraelscy i przedstawiciele organizacji żydowskich z całego świata. Zagwarantowany przez ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej prawny zakaz rozpowszechniania „kłamstwa oświęcimskiego”, nie może obejmować ochrony dobrego imienia Rzeczpospolitej co do rozpowszechniania kłamstw na temat „polskich obozów śmierci”, bo to naruszałoby swobodę badań naukowych.

W zamian władze w Warszawie są gotowe realizować strategiczne, geopolityczne interesy amerykańskie, kupować amerykańską broń i technologie, zwiększać współpracę gospodarczą z izraelskimi firmami, a nawet wysłać polskich żołnierzy na Wzgórza Golan.

Zarówno nasi przyjaciele z Izraela, przy aktywnym udziale diaspory żydowskiej, jak i nasi sojusznicy z Ameryki podejmują realne działania dyplomatyczne, polityczne i propagandowe, by Polska nie ośmieliła się podnosić głowy zbyt wysoko. Stwierdzenie tego faktu nie jest wyrazem niechęci do Stanów Zjednoczonych, czy przejawem antysemityzmu, a jedynie opisem rzeczywistości, popartym szeregiem działań oficjalnych organów tych krajów i organizacji.

Niełatwo jest reformować państwo z butem na gardle. Czterej nasi najwięksi partnerzy, tj. Bruksela, Berlin, Tel Awiw i Waszyngton, wydają się robić bardzo wiele, byle nie dopuścić do stworzenia w centrum Europy sprawnego, niezależnego ośrodka państwowego. Każdemu z nich zależy na realizowaniu własnych interesów nad Wisłą, z tym, że musi się to odbywać po jak najniższych kosztach. Silnemu państwu w strategicznej lokalizacji musieliby zapłacić znacznie więcej.

SAD

Foto: Kancelaria Premiera RP z prawem do ponownego wykorzystania.

Related posts