Tak jak po pierwszej turze wyborów samorządowych Prawo i Sprawiedliwość mogło cieszyć się ze znaczącego sukcesu i z wyniku jakiego nie udało się uzyskać do tej pory żadnemu innemu ugrupowaniu politycznemu po ’89 roku, to w drugiej turze kandydatów PiS czekał zimny prysznic. W żadnym dużym mieście, a i w większości tych mniejszych startujący z listy PiS nie zdołali wygrać w dogrywce. Powody takiego stanu rzeczy są arcyboleśnie oczywiste, jednak trudno powiedzieć dlaczego sprawująca od 3 lat władzę Zjednoczona Prawica nie spróbowała nawet uporać się z problemami leżącymi u ich źródła.
Wygląda na to, że w terenie dobra zmiana została zatrzymana w pół kroku. Wyborcy oddali kandydatom PiS władzę w większości sejmików, rad powiatów i miast, ale nie zdecydowali się na przekazanie władzy prezydentów i burmistrzów. Jest to, oczywiście, pewne uproszczenie, przy czym w dużej mierze oddające nastroje społeczne i przekładające się na realny wynik wyborczy. Trudno spodziewać się heroizmu i poświęcenia od zwykłych ludzi w Polsce powiatowej, ryzykowania przez nich karier, etatów i narażania zastałych relacji społecznych, skoro sami premierzy, ministrowie czy nawet prezydent RP nie są pewni swego, i wahają co do skali i zakresu zmian, jakie w naszym kraju powinny nastąpić.
Sprawowanie władzy w Polsce samorządowej zdecydowanie różni się od polityki ogólnopolskiej. Dzieje się tak z kilku zasadniczych powodów. Po pierwsze- brak wymogu lustracyjnego w samorządach do 2007 roku. Ktoś powie, że to odległe czasy, i nie ma o czym mówić. Jednak przez 18 lat zdążyły wytworzyć się relacje i zależności, które w kolejnych latach znalazły przełożenie na redystrybucję władzy. Tym bardziej, że od administracji lokalnej zależne były całe lokalne struktury partyjne i ich rodziny, pracujące na etatach w urzędach i podległych spółkach.
Po drugie- brak kadencyjności i patologie wyborcze. To tandem, który kształtował Polskę samorządową przez ostatnie 30 lat. Są w naszym kraju miasta i miasteczka, gdzie prezydenci i burmistrzowie rządzą przez 5, 6 lub więcej kadencji. Swoje stanowiska zdobywali oni oczywiście w wyniku wyborów. Przy czym to w jaki sposób wybory samorządowe w naszym kraju przebiegały od lat, mogliśmy zaobserwować w 2014 roku, kiedy PSL uzyskało ponad 23% przy 17% głosów nieważnych (2,5 miliona zmielonych kart). Sądy uznały ważność takiego głosowania.
Wprowadzona w tym roku nowelizacja Kodeksu wyborczego ograniczyła do pewnego stopnia patologie, chociaż w Warszawie w niektórych okręgach wyborczych frekwencja przekroczyła 100% przy przytłaczającej większości głosujących na kandydata Platformy Obywatelskiej.
Po trzecie- poczucie bezkarności. Po trzech latach rządów dobrej zmiany nie doczekaliśmy się ani spektakularnych rozliczeń, ani osądzenia i wyroków skazujących za patologie, afery i przekręty. Sejmowe komisje śledcze działają, komisja ministra Jakiego odbiera nieruchomości aferzystom, jednak administracja prezydent Gronkiewicz-Waltz zdaje się śmiać się w twarz wszystkim, którzy próbują naprawić wyrządzone dziką reprywatyzacją szkody. Dotąd nie ukarano winnych afery Amber Gold, czy odpowiedzialnych za zniszczenie setek firm polskiej branży budowlanej w latach 2010-2012, zaangażowanych w inwestycje przed Euro 2102. A to tylko kilka z tysięcy przykładów.
Po czwarte- media lokalne. Truizmem jest pisać, że ponad 90% prasy lokalnej znajduje się obecnie w rękach wydawców niemieckich. Na poziomie ogólnopolskim udało się odwojować telewizję publiczną i zbudować relatywnie silne media prawicowe, jak Niezależną, Gazetę Polską, wPolityce, Sieci, Do Rzeczy czy Frondę. Lokalnie nadal w mediach rządzi i dzieli kapitał obcy. Portale internetowe w mniejszych miastach znajdują się bardzo często pod kontrolą polskich wydawców i dziennikarzy, są przy tym zwykle uzależnione od budżetów samorządowych, stąd ich funkcja informacyjna i kontrolna jest mocno ograniczona. Skąd zatem mieszkańcy powiatów i miasteczek mają się dowiedzieć o ewentualnych patologiach i aferach, skoro nikt ich o nich nie informuje? Bardzo duży wpływ na świadomość społeczną wywierają również skrajnie antyrządowe, żeby nie powiedzieć antypolskie media elektroniczne, co jest nie do pomyślenia w państwach Europy Zachodniej, takich jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania.
Po piąte- brak konsekwencji w działaniu. Dobra zmiana miała oznaczać powrót do wartości tradycyjnych, patriotycznych i naprawę państwa. Ale jak wytłumaczyć wyborcom wolę naprawy państwa, skoro nowy rząd i prezydent rezygnują z usług min. Macierewicza czy min. Szyszko? Rząd wycofuje się z ochrony Puszczy Białowieskiej, podczas gdy Niemcy tną swoje lasy na potęgę z powodu kornika drukarza i włos im z głowy nie spada. Jak można przekonać wyborców, że reformowane jest sądownictwo, skoro premier RP spotyka się z emerytowaną prezes Sądu Najwyższego w siedzibie tegoż sądu, chociaż od 4 lipca, zgodnie z prawem, prezes Gersdorf znajduje się w stanie spoczynku. Wreszcie jak wytłumaczyć obronę dobrego imienia kraju, skoro kilka miesięcy po wprowadzeniu nowelizacji ustawy o IPN rząd i parlament wycofują się jej zapisów. I wreszcie w 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości rząd i prezydent nie są w stanie porozumieć się z organizatorami Marszu Niepodległości, który w dusznych latach rządów PO-PSL był przejawem nadziei polskiego społeczeństwa na odzyskanie niepodległego państwa. Brzmi górnolotnie, ale tak przecież było.
Efektem powyższych zaniechań jest wybór na szóstą kadencję prezydenta Gdańska- szczęśliwego posiadacza 7 mieszkań i 36 kont bankowych. W Łodzi wybór padł na panią prezydent z prawomocnym wyrokiem za poświadczenie nieprawdy w dokumentach, a w Warszawie na prezydenta z Krakowa, bliskiego współpracownika Hanny Gronkiewicz-Waltz, za której rządów w wyniku dzikiej reprywatyzacji oddano nieruchomości na ponad 21 miliardów złotych i wyrzucono na bruk niemal 50 tys. warszawiaków. Wisienką na wyborczym torcie jest wybór na kolejną kadencję wójta gminy Daszyna w województwie łódzkim, oskarżonego o 92 przestępstwa związane z wyłudzeniami. Stanowisko wójta pan Zbigniew W. wywalczył zza krat- obecnie przebywa bowiem w areszcie tymczasowym.
Po pierwszej turze wyborów samorządowych napisałem, że niedokończone rewolucje będą się mścić. Dwa tygodnie później jesteśmy naocznymi świadkami zaistnienia tego procesu w wyborczej praktyce.
SAD
(Tekst ukazał się pierwotnie w portalu Fronda.pl w dniu 05.11.2018 r.)
Foto: YouTube